Jacek Tomczak Jacek Tomczak
332
BLOG

Kornel Morawiecki - mój kandydat

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 23

Artur Adamski: "Marek A. Nowicki z Komitetu Helsińskiego przyznał kiedyś wprost: Ujawnienie list konfidentów mogłoby pozbawić Polskę elit politycznych."

Kornel Morawiecki: Jeśli tak jest, to nie znaczyłoby, że zostaliśmy tych elit pozbawieni, lecz że w ogóle ich nie mamy.

Z Przewodniczącym Solidarności Walczącej Kornelem Morawieckim rozmawia Artur Adamski

Już Platon pisał, że polityką powinni się zajmować filozofowie. Opinię tą można nieco zmodyfikować czy też - zinterpretować i - po dokonaniu tego zabiegu - odnieść do świata dzisiejszej polityki czy też, nieco zawężając, polskiego dyskursu publicznego. Otóż, wydaje się, że kandydatem na prezydenta powinien być człowiek, który:

  1. ma kompetencje predysponujące go nie tylko do uprawiania polityki
  2. nie pełni roli bezmyślnego powielacza treści konstruowanych przez partyjne tuby propagandowe i hersztów polit-agitki.

Człowiek taki nie musi od nikogo zależeć. Nie musi bezmyślnie wykonywać poleceń partyjnych bonzów, drżąc na myśl, że - w przeciwnym wypadku - pójdzie w odstawkę, znajdzie się na bruku i straci środki do życia. Nie musi też zatracać swojej tożsamości, odstawiać prawdy na rzecz oportunizmu, konformizmu i serwilizmu. Wie, że w przypadku niepowodzenia na scenie politycznej będzie w stanie się utrzymać, będzie potrafił zapewnić odpowiedni status materialny swojej rodzinie. Parafrazując Kennedy'ego - człowiek taki nie będzie wymagał od swojego kraju, by ten go utrzymywał, to on zacznie pracę dla jego korzyści.

Kimś takim wydaje mi się Kornel Morawiecki. Człowiek, który przez kilka lat, w kilkudziesięciu mieszkaniach ukrywał się przed służbami komunistycznej bezpieki na pewno nie przestraszy się gróźb i przestróg rozmaitych partyjnych "zawodowych polityków".

Nie będzie musiał, jak Lech Wałęsa, prowadzić polityki w trosce o nie doprowadzenie do ujawnienia, że był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa. Morawiecki, organizując kontrwywiad i robiąc swoisty system "agentury" wewnątrz SB, był dla funkcjonariuszy dawnego systemu postrachem (co zresztą można potwierdzić przeglądając raporty SB na temat działalności jego "Solidarności Walczącej").

Nie będzie musiał wieńczyć swojej kadencji amnestią dla kompanów z postkomunistycznej nomenklatury jak Aleksander Kwaśniewski. Nie będzie musiał też nikomu deklarować, że "wykonał zadanie". Innymi słowy, Morawiecki jest niezależny niejako dwuwymiarowo. Po pierwsze, zna się nie tylko na polityce. Po drugie, postaci tak niezłomnych, o tak heroicznej biografii w pokoleniu powojennym jest jak na lekarstwo.

Większość polityków tzw. "prawicy" może po 20 latach, w cieple saloników, w długich dyskusjach kontestować rzeczywistość, która ukonstytuowała się po Okrągłym Stole. Gdy obrady toczyły się, a większość z nich bądź to debatowała bądź popierała to debatowanie, Morawiecki ze swoimi ludźmi chodził na rozmaite, poświecone przemianom konferencje i rozdawał krytyczne wobec nich teksty. Zmysł politycznej roztropności i przewidywania miał właśnie on. Ale nie krzyczał, nie przypominał światu, że kiedy w salonach Magdalenki tworzyła się "nowa rzeczywistość", jego "Solidarność Walcząca" wciąż była inwigilowana przez SB.

Być może trąci to pewną przesadą i naiwnością, ale - w moim przekonaniu - wystarczy posłuchać Kornela Morawieckiego, by dostrzec czystość i szlachetność tego człowieka. Nie ma w sobie nic z demokratycznego polityka angażującego się we wszystkie sprawy, z przewagą tych, o których nie ma najmniejszego pojęcia.

Stoi z boku, choć wszyscy bodaj politycy "głównego nurtu" nie dorastają mu do pięt. Mówi ze spokojem i zdawkowo, choć historiami z jego życia można by obdzielić setki biografii. Nie musi nadrabiać krzykiem jak Jarosław Kaczyński. Ma twardy kręgosłup moralny, jasne zasady i brakuje mu chęci tworzenia "organizacji całego narodu", którą tak wyraźnie przejawia Platforma Obywatelska.

Nie jest przy tym doktrynerem, osobą patrzącą na świat przez okulary o jasno zarysowanych konturach. Prawda, sprawiedliwość, odwaga - to nie są wartości ideologiczne, ale akceptowane powszechnie. Doprawdy, nie zamierzam wnikać w gospodarcze postulaty czy składające się na program polityczny meandry. Osobowość Morawieckiego przytłacza i czyni bezsensownym tym podobne dywagacje.

Jest w tym coś z jednej strony niesamowitego, zaś z drugiej - znamiennego i charakterystycznego dla III RP, że człowiek który w - być może - najbardziej niezłomny sposób walczył z dawnym ustrojem, który zachowuje cechującą wielkich ludzi konsekwencję i przejrzystość działania, musi doświadczać upokorzenia kryjącego się w pytaniu "kto to jest Morawiecki?", oceniania według kryterium "czy głos nie będzie zmarnowany". Że musi startować z gorszej pozycji niż ci, o których wolność się starał. Że musi znosić brak zasad, które nigdy go nie opuszczały.

Cóż, jego staroświeckość przejawiająca się w tym, że - jak mało kto - stawia prawdę ponad kompromisy i punkty wyborcze czyni go w dzisiejszym świecie outsiderem. Jego - Kornela Morawieckiego, mojego kandydata na prezydenta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka